Na kanwie tego przypadku moja historia...tak dla upomnienia, choc pewnie kilka osob uzna mnie za wariata:)... Przed swietami, zostawilem x6 na parkingu w Wawie, w okolicach Okecia....po zaplaceniu dowiaduje sie ze musze zostawic kluczyki bo, tak chce ubezpieczyciel parkingu...troszke zdziwiony le zostawilem...facet pokazal mi cala reklamowke kluczy od innych samochodow...i polecialem. Opowiadajac znajomym o tym slyszalem ciagle uszczypliwosci ze pewnie autko juz za Bugiem:))...wracam dzwonie na umowiony numer...cisza..komorka , stacjonarny -NIC. Wiec jade taksowka, i co widze? Po parkingu nie ma sladu...owszem jest budka wartownika, ale tyle...reszta zasypana sniegiem, zywej duszy brak...rece mi opadly...a mysl jedna tylko gonila po glowie.." ale jestem gupi"...podjechalem kawalek taksowka popatrzec bo moze na drugiej czesci to autko stoi...a tu drugiej czesci wogole juz nie ma...wiec kaze jechac taksowkarzowi na policje, ale...przejzdzamy kolo bramy parkingu , pojawil sie jakis facet z busem, tego parkingu...i mowi.... " wie Pan , wypowiedzieli nam tu miejsce, wiec auto u szefa na posesji stoi..." CUD!!:) faktycznie 1000 dalej na podworku stal moj samochod, i 100 innych...pytam a czemu mnie nikt nie uprzedzil? Gosc mowi..."nie wiem"...pewnie to jakis "kwyt makekeingowy"...Co przezylem to moje...ale uwazjcie na Krakowska 24...bo chyba nikomu bym tego nie zyczyl.