Witam Pokrótce opiszę całą sytuację: 2 lata temu auto przeszło gruntowny remont: uszczelki pod głowicą, głowice zregenerowane, cały układ chłodzenia, cały rozrząd, część zawieszenia, sprawdzenie gazu (instalacja założona w 2009, ostatnia regulacja+ filtry 2 miesiące temu), w tym roku hamulce tył, ręczny, cały wydech od a do z, zawieszenie tył, zawieszenie przód bez amortyzatorów itd itd, dużo pisać, w teorii zostały tylko fajne nowe oponki i kosmetyka. W każdym razie, zauważyłem, że mam z przodu mokry dywanik, diagnoza - cieknie z nagrzewnicy i faktycznie, co jakiś czas dolewałem "setkę" płynu chłodniczego, ostatnimi czasami więcej. Został mi polecony preparat do uszczelniania, wsypałem wszystko zgodnie z instrukcją, i po 2 tygodniach nie zauważyłem wilgoci na dywaniku - super. Jednakże denerwował mnie fakt resztek preparatu pływającego w płynie chłodniczym, no to sru, dałem do wymiany płyn chłodniczy z wypłukaniem tego świństwa. No i super, jeżdżę elegancko,2 dni później, 100km od domu temperatura rośnie. Gasze bunie, siwy dym, leci z węża (jak widać niedokręcony do porządku). Dokręciłem, lałem płyn, odpowietrzałem na bieżąco i pasuje, temperatura stoi, silnik burza. Na drugi dzień jeszcze trochę powietrza spuściłem, dolałem, dzisiaj rano oglądałem - powietrza nie ma. Dzisiaj po południu jadę i znowu - temperatura. Staje, oglądam, leci z pompy wody (2 lata temu wsadzona nowa). I tutaj pytam się Was, fachowców. Jakim cudem akurat po wymianie płynu u mechanika takie cuda? Jutro/pojutrze mam dostać informację czy uszczelka pod głowicą jest dobra czy to ona powoduje takie ciśnienie że rozrywa wszystko, ale nie chce mi się wierzyć, że akurat po ich ingerencji w układ chłodzenia takie cyrki wyszły. Proszę Was o swoje opinie i pomoc, auto stoi u mechanika już także nie mam możliwości zrobić zdjęć czy udzielić jakichś dokładnych informacji na temat części, które tam są. BMW E34 525i, 2,5 170KM, rok 1989, automat. Bóg Wam zapłać.