Witam, W niedziele miałem groźny wypadek, mi nic się nie stało ale myśl o tym co zrobiłem mojemu autku... Moje auto wylądowało na dachu uszkodzenia w skrócie: zgięta rama dachu praktycznie żadne drzwi nie działają, zniszczone pogięte wszystkie elementy blachy w całości pozostała tylko klapa bagażnika i tylny zderzak. po za tym zgięty most chyba skrzynia roztrzaskana. co ciekawe zawieszenie w ogóle się nie pokrzywiło, reflektory są bez uszkodzeń, silnik odpala i we wnętrzu po posprzątaniu wszystko jest na swoim miejscu. Wiem, że naprawa jest bez sensu bo sam lakiernik to jakieś 4tys a nie mówiąc już o tym, że dachu i tak nie da się idealnie wyprostować. Moje pomysły to sprzedawać na części bo odzyskam wydaje mi się więcej kasy niż ze sprzedaży w całości. Teraz druga opcja ta osobiście bardziej mi się podoba: mam kilku znajomych w Anglii i myślę żeby poszukać anglika a moją byłą użyć jako dawce, we wnętrzu mam w ogóle nie zużyte butelkowo zielone skóry oraz fotele z mpakietu. Sam trochę się znam i większość napraw zawsze przeprowadzałem sam lub z kumplami, pytanie tylko czy taka przekładka jest jakoś strasznie truda? najbardziej obawiam się elektroniki, jeśli np anglik nie będzie miał niektórych rzeczy na wyposażeniu a tu mam, jak to wszystko ogarnąć. Proszę o rady czy to jest trudne i czy jest sens. Dodam, że nie potrzebuje jakoś samochodu "na gwałt" do pracy czy do szkoły mogę jeździć autobusem, chce po prostu wybrać najlepszą opcję.. Pozdrawiam