Sprowokowany obserwowanym podejściem niektórych forumowiczów postanowiłem podzielić się z wami refleksjami odnośnie zakupu samochodu i czynników, które mają największy wpływ na podejmowane przez nas decyzje. Otóż, trzy lata temu celem poszukiwań samochodu spełniającego moje wymagania wybrałem się za naszą zachodnią granicę. Po 3 dniowych poszukiwaniach okupionych sporą ilością nerwów, stresu i wysiłku w jednym z niemieckim autohausów zakupiłem dwuletnie BMW E60 520d 163 km. Dodam, że na tym samym placu stała 4 letnia 530d z bardzo bogatym wyposażeniem i naturalnie większym przebiegiem w tej samej cenie.Postanowiłem jednak kupić auto młodsze, tym bardziej, że stan pojazdu okazał się bardzo zadowalający. Po powrocie do kraju, umieściłem zdjęcia mojego nabytku na jednym z forów poświęconych marce BMW, celem wymiany opinii, sugestii, cennych rad. Zdziwieniu memu nie było końca kiedy zauwazyłem, że większość opinii komentujących zasadzała się na stwierdzeniu " 2.0d w takim aucie, toż to porażka", "4 gary w E60 - profanacja marki" , "chłopie to się wogóle odpycha?", " fajne auto ale przecież to nie jedzie.." I teraz już przechodząc do meritum po tym długawym wstępie : czy osiągi w aucie są najważniejsze? Przecież na miłość Boską przepisy ruchu drogowego są od tego żeby je przestrzegać. Gdzie Ci , którzy kupują te 300- konne fury wykorzystują ich osiągi? Jeśli na polskich drogach to naprawde współczuję debilizmu i skrajnej nieodpowiedzialności. Rozumiem ludzi, którzy kupują auta z mocnymi silniami gdyż są "dźwiękowymi" onanistami i po prostu odgłos 6 czy 8 cylindrowego motoru powoduje u nich wzmożoną produkcję endorfin. Naprawdę ich rozumiem - mają kasę, nie kupują auta dla przyspieszenia ale jego dźwięku. Rozumiem tych, których uspokaja sama świadomość, że w garażu czeka 300 konny potwór i gdyby chcieli zafundowaliby każdemu wąchanie spalin z rury ich wymarzonej Beemki. Ot, takie małe łechtanie własnego ego. Rozumiem takich, którzy większość tras pokonują na niemieckich autobanach bez ograniczeń prędkości i parafrazując słowa z polskiej komedii " lubią sobie zapierdalać", byleby w majestacie prawa. Natomiast zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy kupują w Polsce mocną Beemke po to by wyprzedzić jadącego 90 km/h poza terenem zabudowanym citroena, forda, etc. i rajcują się przy tym jakie to ich auto ma przyspiesznie ( z własnego doświadczenia powiem tylko ze jak jadę własnie 90/100 na h to w 90% przypadków wyprzedzają mnie własciciele Beemek albo Skod). Podobnie nie rozumiem tych, którzy startują w mieście pierwsi spod świateł, notorycznie łamiąc to ustawowe 50 i myślą, że inni kierowcy patrzą na nich z zazdrością. Jak wogóle można w Polsce kierować się osiągami auta przy jego zakupie? Jak można nie szanować prawa i bezpieczeństwa innych użytkowników dróg? Jadę "szybko ale bezpiecznie" , dobre sobie, tylko ciekawe co zrobisz jak z bramy wyjedzie Ci 4 letnie dziecko na rowerze, które nie potrafi hamować. Czemu po prostu nie można jechać przepisowo, w sznurze samochodów, delektując się komfortem i świadomością że mamy fajne auto? Powiedzcie mi, w jakich sytuacjach robicie pożytek z mocy waszych samochodów?