Dobry wieczór, To mój pierwszy post tutaj, więc wypada się przywitać. Żałuję, że rejestracja nastąpiła dopiero w tak kiepskich okolicznościach. W ramach wprowadzenia skrót mojej historii. Dzień przed świętami rozbłysła czerwona kontrolka, auto zaczęło chodzić jak traktor i oczywiście przerwałem jazdę. Co ciekawe nie stało się to bezpośrednio w ruchu, tylko w momencie ruszania z parkingu po krótkim postoju. Pierwszy odruch to dolanie oleju. Nie pomogło, więc już tylko laweta. Znajomy mechanik rozebrał miskę olejową i pompę oleju. W misce był, jak to określił, "zamek". W pompie oleju również. Ta druga zresztą została rozerwana. Do tego poszedł rozrząd. Jego rada: szukać "Anglika" i wymieniać cały silnik. Niestety kiepsko z podażą, do tego ceny spore jak na auta z kierownicą po złej stronie. Zostaje szukanie samego silnika. Tutaj też kiepsko. Udało mu się znaleźć E46 z motorem N46B20A. Ja mam E90 z N46B20, najsłabsze 129 KM. Kiedy posucha panuje, a widmo drenażu kieszeni staje się realne, warto w ogóle pakować się w taką podmiankę? Widzę, ze temat od dawna nie był ruszany. Poprzednicy wspominali o bagnecie, pewnie miska olejowa też inna. Ma to sens, czy uzbroić się w cierpliwość i szukać identycznego? Bez auta jestem już pięć tygodni i nie powiem, żeby była to dla mnie komfortowa sytuacja. Poruszanie się tanimi zamiennikami to nie tylko żadna przyjemność, ale przy aktualnej aurze i warunkach drogowych wręcz udręka. Mam nadzieję, że nikogo nie zmęczył ten esejowaty post. Z góry dzięki za wszelkie sugestie, podpowiedzi, diagnozy.