Dzień dobry. Kilka dni, tocząc się po prowizorycznym „parkingu”, wjechałem w jedną z dziur. Zaparkowałem, zrobiłem zakupy, a gdy odpaliłem samochód ponownie, a obroty sięgnęły 2k, zobaczyłem coś zupełnie nowego - pojazd opanowy przez Obcych:
- same uruchomiły się wycieraczki, nie reagując na dźwignię
- straciłem wspomaganie
- na desce zaczęły wyświetlać się następujące błędy: CCID 24, 42, 50, 97, 167, 385, 420, a po naciścięciu gazu do rzeczonych dwóch tysięcy, samochód krztusił się i gasł, gdy obroty wracały do poziomu biegu jałowego.
Trochę mi się miękko w nogach zrobiło, jakoś zaparkowałem, za pomocą lawety dotelepałem się do domu i już tylko o tym myślałem.
Wpadłem w końcu na pomysł, że to może być masa. Zajrzałem, no i oczywiście.
Przewód był dokładnie w takim stanie:
Zielony, chrupiący i trzymający się na kilku lichych żyłkach… Rozpadł się podczas wymiany. Wymieniłem również drugi, cieńszy przewód masy, odchodzący od silnika w okolicy zbiorniczka wyrównawczego płynu chłodniczego. Był w lepszym stanie - miękki i w całości, ale zaśniedziały.
Zachwycony, że tak bohatersko sobie poradziłem, przystąpiłem do testu. Podpiąłem akumulator i… okazało się, że po nocy był całkowicie rozładowany (Varta AGM 70ah, wymieniony w styczniu 2023). Naładowałem go do 12,4V i po kilkunastu godzinach udało mi się zrobić test.
Samochód odpalił jak zwykle bez problemu, ale wszystkie błędy i zachowania wróciły.
Teraz moje naiwne pytanie:
czy istnieje jakaś szansa, że nie doszło do polalenia i zwarcia przewodów tych siedmiu obwodów? A jeśli (co raczej oczywiste) tak się stało, ale uda się jakoś je wymienić, to czy możliwe jest, że nie doszło do uszkodzeń systemów, które obecnie wyrzucają błędy?
Z góry dziękuję za podjęcie tego rozrywkowego tematu.