Witam wszystkich forumowiczów, mam problem z moją 320i. Wczoraj auto zgasło mi na zakręcie, po czym nie chciało odpalić. Samochód kręcił, nawet silnik niby się uruchamiał wskakiwał na obroty, po czym gasł [nie reagował na gaz] i następnie nie dało się tego powtórzyć do momentu wyłaczenia zapłonu (nie mam systemu keyless, kluczyk wkładam w "szparę"). Po około 15-20 minutach, auto zapaliło na dotyk (zostawiłem go nie ruszałem), dojechałem na parking pomanewrowałem i zostawiłem zapalony - zgasł po 5 minutach (całkowicie na chodzie przez 15 minut). W południe z szefem poszliśmy sprawdzić napięcie na AKU, było 12.3 V więc wydaje się ok (jak już napisałem z kręceniem nie ma problemu). Do domu wracałem nie oszczędzając obrotów - byłem jeszcze na zakupach (postój 30 minut na parkingu) - wszystko było ok. Dziś rano gdy chciałem przeparkować samochód sytuacja się powtórzyła, auto odpaliło "na dotyk" (-11 C stopni), po 15 minutach zdechło, również nie chciało odpalić (po 30 minutach bez próby odpalenia zadziałało). Zaparkowałem na docelowym miejscu, zostawiłem na jałowym wysiadłem, sprawdziłem co pod maską itd. po 10 minutach nagle zgasł i ta sama sytuacja (nie chce zapalić). Prędzej tego typu sytuacja nie miała miejsca(a nie jeżdzę mało, do 2-3 tysiacy km miesięcznie). Prędzej (miesiąc temu) samochód również mi nagle zgasł, i nie chciał od razu zapalić, ale po chwili ruszył - nie było problemów przez 3 tysiące kilometrów. W czerwcu tego roku ktoś mi napsuł trochę w aucie m.in. zdemolował wlew od paliwa, porysował bok, wtedy po raz pierwszy auto mi zgasło - dałem do mechanika, wymienił filtry paliwa i było ok. W sierpniu wywalił mi wąż od chłodnicy - wymiana w ASO, a jak byłem na wymianie oleju + filtrów kabiny to mój mechanik zauważył uszkodzony czujnik położenia wału na bloku silnika (ten od przodzu jak się patrzy, leciał olej przez niego) - wymienił na nowy (nazwał go chyba czujnikiem położenia wałku rozrządu). Zdarzają mu się również falowania obrotów na niskich (rzadko, raz - dwa razy na 1000 km). Mechanik wspominał coś o błędach "nie przepustnicy" ale tego czegoś co zajmuje się sterowaniem dopływu paliwa (czy jakoś tak), stwierdził że jeśli nagle będą problemy z obrotami, lub zacznie gasnąć w czasie jazdy, należy się tym zająć (jakaś grubsza robota). Samochód kupiony w 2015 w lutym, nie było z nim problemów do momentu jak mi go porysowali, później też nie było problemów. Charakterystyczne jest to, że teraz mamy stosunkowo spory mróz - -10 C stopni i nagle pojawił się problem (dotychczas nie eksploatowałem auta w taką pogodę). Zasadniczo nie mam jak teraz zostawić autka u mechaniora, więc liczę, że ktoś ma pomysł, (doświadczenie ) co się dzieje. Samochód stoi cały czas pod gołym niebiem, bez instalacji gazowej, tankuje róznie albo 98, a ostatnio wlało mi się 95 z lotosa. Z góry dziękuje za pomoc/sugestie