Więc tak jak pisałem pierwszego dnia kiedy wjechałem do elektryka upierał się on przy czujniku temperatury silnika, wymienił go i auto zaczęło normalnie się zachowywać... na wolnych obrotach pracował prawidłowo przyspieszał, ładnie :D się wkręcał na obroty (całkiem inne auto niż przed wjazdem do garażu) po powrocie z godzinnej jazdy próbnej gdzie nie działo się nic elektryk postanowił sprawdzić jeszcze raz wszystko podpinając auto do komputera.Nie wykryto błędów.Nastęnie postanowił sprawdzić jeszcze czy czujnik jest dobrze dokręcony i podłączony i wkładając rekę pod osłony wiszący tam kabel z oczkiem (masowy od wtrysków, przy odpalonym aucie i zwiększając obroty) zdrowo go "poraził".Jak to on stwierdził "JAK MASA TO MASA" i przykręcił go do silnika.Zaczął brzeczeć przekaźnik obok komputera.Odkręcił obudowę i okazało się że komputer jest tak gorący że można na nim jajka smażyć...i to były ostatnie SPRAWNE podrygiwania auta.Cewka pierwsza i ostatnia dosłownie pękły na tym uzwojeniu a inaczej przy metalowej obejmie.Cewki zostały wymienione, komputer również ale auto już nie to samo...umolne, krztusi się ,gaśnie, nie odpala, strzela (rzadko) a jak odpali to pracuje jak żuk.Wieczorem na szczęscie o własnych siłach powróciła na warsztat...ale odjeżdżając chodziła jak traktor ... chwilę później podczas jazdy zachowywała się już normalnie.Błedy były kasowane, ogólnie po wyjeździe od elektryka auto oszalało dnia nastęnego.Okazuje się z tego co powiedział mi "majster" odbierając na warsztat auto to to że nie podłaczył masy od wtrysków ale widocznie jest ona potrzebna. Hmmm :mad2: :mad2: moim zdaniem jak kabel jest to musi mieć swoje miejsce...