Dzisiaj miałem taką sytuacje ze jechałem sobie w godzinach przedpołudniowych na miasto, i nagle auto zaczęło szarpać tzn. obroty spadały praktycznie do 0.5 tyś. i auto szarpało, tak jakby zaraz miało zgasnąć. Więc zjechałem na parking i go zgasiłem. Chwile później próbowałem go odpalić ale auto odpalało i od razu gasło, i tak za każdą próbą. Około miesiąca temu miałem podobną sytuacje, na blacie wskazówka paliwa pokazywała ze mam jeszcze paliwo ( nie miałem "żyda"), i akurat się złożyło ze podjeżdżałem po dosyć sromom górkę i auto odwaliło to samo tzn. obroty zaczęły wariować, spadać i auto zgasło. Ponowne próby odpalenia go skończyły się fiaskiem. Pomyślałem ze to może paliwa zabrakło bo się przelało bo dosyć sroma była ta górka. Wlałem paliwa i auto odpaliło od razu. Właśnie wracając do dzisiejszej sytuacji, to ponownie wlałem z baniaka benzyny i auto odpaliło na nowe. Reasumując to, za każdym razem gdy dochodziło do takiej sytuacji to wskaźnik na blacie nie pokazywał nawet "żyda" a w aucie brakowało paliwa. Być może miernik w baku jest walnięty lub coś z samą kontrolką. Ktoś z was spotkała sie z podobną sytuacją ? Warto też wspomnieć ze na całkiem zimnym silniku auto faluje, tzn. utrzymuje poniżej 1 tyś, i nagle spada do 0.5, jakby zaraz miało gasnąć. No i za którymś razem w końcu gaśnie. No to ja go odpale i to samo, chodzi przygasa chodzi przygasa i wkońcu gaśnie. Oczywiście auto jest w bez ruchu, gdy sie nagrzeje silnik to nie widać już problemu.